Geoblog.pl    alatomek    Podróże    Indie    'Hello, Sir!'
Zwiń mapę
2009
01
kwi

'Hello, Sir!'

 
Indie
Indie, New Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6953 km
 
Podobnie jak większość samolotów przylatujących do stolicy Indii, nasz również ląduje o niezbyt ciekawej porze – ok. 2.00 w nocy. Zgodnie z zaleceniami bierzemy pre-paid taxi i prosimy taksówkarza, żeby zawiózł nas do dzielnicy Paharganj, obleśnej, ale taniej i popularnej wśród takich jak my. Jedziemy przez okropne zadupia snując już przypuszczenia, że kierowca chce nas gdzieś wywieźć w celach rabunkowych, jednak po pewnym czasie wjeżdżamy do miasta i wysiadamy w miejscu, które według taryfiarza jest naszym docelowym. Taki był z niego miły gość, że chciał nam jeszcze załatwić hotel, ale dziękujemy i oddalamy się w celu samodzielnego szukania noclegów.

Błąkając się po opustoszałych ulicach Delhi widzimy sporo na wpół działających neonów, więc myślimy, że zaraz błogo zaśniemy w łóżkach, jednakże kilka naszych zapytań ofertowych skierowanych do pracowników recepcji uświadamia nam, że jesteśmy w zupełnie innej dzielnicy i nikt tutaj nie zgodziłby się na proponowaną przez nas cenę za sen. Nieźle, nawet jeszcze nie świta, a już ktoś nas wyrolował. Przez około 20 minut błądzimy po opustoszałych ulicach, musząc dwukrotnie zawrócić widząc zmierzające w naszym kierunku watahy obszczekujących nas nieprzyjaźnie psów. W końcu znajdujemy śpiącego w pojeździe rykszarza, który podwozi nas na Paharganj. Po mijanych widokach domyślamy się, że tam będzie bardziej ‘swojsko’. Widzimy rzesze ludzi śpiących na ulicy oraz układające się do snu krowy. Na miejscu z pomocą przychodzi nam kolejny miejscowy polecając hotel.

Jakże odmiennie prezentuje się ulica Main Bazar od tego, co widzieliśmy dziś o 4.00 rano. Stragany pootwierane, po wyboistej drodze zasuwają ryksze zasilane przez siłę ludzkich mięśni, naganiacze zaczepiają co parę kroków, jest głośno od zgiełku klaksonów, duszno od pyłu i spalin i tłoczno od różnej maści obywateli Indii oraz turystów. Włóczymy się trochę po okolicy, chcąc się powoli zaaklimatyzować, jedziemy też na Connaught Place, żeby tam coś zjeść – wolimy pierwszego dnia wydać trochę więcej w lepszej restauracji, żeby nasze żołądki od razu nie dostały ‘zawału’.

W ciągu całego dnia jesteśmy zaczepiani przez kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt, osób, które zwykle starują od ‘hello Sir’. Co kilka minut jakaś zaczepka, ludziom zamkniętym w sobie, bądź z mizantropijnym nastawieniem do życia ciężko byłoby tu funkcjonować. Trudno ukryć, że po pewnym czasie staje się to irytujące, tym bardziej że zdecydowana większość w zagajeniu ma swój interes. I o ile rozumiem faceta, który stoi pod kasami dworca przekonując cię, że tu biletów nie kupisz (a kupisz tuż obok) i odsyła cię w inną część miasta , bo tam, jak sądzę znajduje się zaprzyjaźniona agencja, o tyle ciężko jest mi zrozumieć próbę naciągnięcia nas przez napotkanego w nie byle jakiej restauracji faceta, z którym przez kilkanaście minut prowadziliśmy luźną, sympatyczną rozmowę. No tak, trzeba uważać. (T/A)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 13.5% świata (27 państw)
Zasoby: 176 wpisów176 6 komentarzy6 1454 zdjęcia1454 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
05.08.2013 - 18.08.2013
 
 
24.07.2010 - 14.08.2010
 
 
01.04.2009 - 29.04.2009