Kolejną bazą wypadową uczyniliśmy Meridę, stolicę stanu Jukatan. Zabudowa miasta jest typowo kolonialna, mamy wrażenie, że jest to potężniejsza wersja Valladolid, mniej urocza, bardziej tłoczna, a rozmiar 'kwadratów' o wiele większy, przez co poruszanie się pieszo po mieście, mimo podobieństw map, jest bardziej męczące.
Jesteśmy dość częstymi gośćmi Plaza Grande, na którym można usiąść w cieniu i przyglądać się mieszkańcom. Warto zobaczyć rzeźbę Chrystusa z Pęcherzami w Catedral De San Ildefonso, która, jak głosi legenda na skutek uderzenia pioruna płonęła całą noc, by pokryć się jedynie pęcherzami.
Największą frajdę sprawia nam koncert i pokaz tańców Majów odbywający się na główym placu drugiego wieczora naszego pobytu w mieście. Pierwszorzędna nuta i ciekawa choreografia taneczna w wykonaniu nastoletnich potomków Indian.
Polecamy też przejście długim bulwarem Paseo de Montejo, który upiększają masywne, wyszukane rezydencje na wzór europejski - wiele z nich wystawionych na sprzedaż. Wzdłuż ulicy znajdują się bardzo interesujące, nowoczene rzeźby - podświetlone po zmroku. Na końcu znajduje się ogromny Wal Mart - oczywiście również wart odwiedzenia:)
Zupełnie przypadkowo, przechadzając się ulicami Meridy, już dość daleko od ścisłego centrum, trafiamy do ZOO, w którym rezydują przedstawiciele zwierząt zamieszkujących półwysep Jukatan. I choć ta forma rozrywki średnio nas bawi, trzeba przyznać, że widok ogromnych węży, barwnych ptaków i groźnych krokodyli jest ciekawy. (t)