Geoblog.pl    alatomek    Podróże    Ameryka Południowa    Machu Picchu
Zwiń mapę
2008
17
lis

Machu Picchu

 
Peru
Peru, Machupicho
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18730 km
 
Wizyta w jednym z Siedmiu Nowoczesnych Cudów Świata to wydatek bagatela 150 amerykańskich dolarów, z czego lwią część stanowi cena biletu kolejowego z Cusco do Aguas Calientes - bazy wypadowej do Machu Picchu. Nie ma szans - takiej kasy nie wywalimy, choćby się tam doczołgać, nie pojedziemy tym pociągiem! Całe szczęście do zaginionego miasta Inków można dotrzeć jeszcze korzystając z wersji ekonomicznej, ale za to: długiej i męczącej.

Zostawiamy bagaże w Cusco i tylko z małymi plecakami rozpoczynamy jedną z ostatnich przygód tej podróży. Najpierw jedziemy luksusową Toyotą (firma przewozowa ma ich kilka) w 8 osób do miejscowości Santa Maria. Widoki po drodze są wyborne, obrośnięte, zielone andyjskie stoki spowija mgła nadająca im mistycznego charakteru. W pewnym momencie stajemy - z jednego ze szczytów osunęła się ziemia i droga jest ledwo przejezdna, musimy wyjść z samochodu, żeby nie narażać się w razie gdyby kierowca nie trafił w wąską ścieżkę. Samochody muszą przejeżdżać pojedynczo, a wiele z nich, tych ze słabszymi silnikami potrzebuje dodatkowego ludzkiego wsparcia. Ludność z okolicznych wiosek jest na miejscu, pomaga ile się da - Tomek też pomaga im przepchać jedną ciężarówkę - przyp. Ala:).

Dojeżdżamy do Santa Maria, skąd trzeba się dostać do kolejnej wioski - Santa Teresa. Od razu po wyjściu z Toyoty dalszy transport proponuje właściciel starego Forda - przeskok jakościowy znaczny, ale oczywiście się decydujemy. Dopiero siedząc w środku na tylnych siedzeniach dowiadujemy się, że pojedziemy w 7 osób. Trudno, lepsze to niż nic. Wykuta w zboczu skały droga jest cholernie malownicza, ale jest jeden problem, jedziemy ok. 1 metra od krawędzi kilkudziesięciometrowych klifów w dole. Ja akurat mam najgorsze miejsce, bo jestem przyciśnięty do drzwi od strony przepaści (widzę jak się poci i odwraca głowę, by nie patrzeć w dół - przyp. Ala:). Wiem, że najniebezpieczniejsza droga świata jest w Boliwii, ale to nam w zupełności wystarczy. Jak kierowca podjeżdża pod skarpę, chcąc pokazać dwóm siedzącym z przodu dziewczynom ciepłe źródła w wąwozie, serce podeszło mi pod gardło.

Uff, jesteśmy. Z Santa Teresa trzeba wziąć kolejną taksówkę do tzw. Hydro, ale podróż już mija spokojnie i w ogóle jest bardzo krótka.
Kolejny etap jest zdecydowanie najnudniejszy, ale i najbardziej męczący - jest to bowiem 11-kilometrowy marsz wzdłuż torów kolejowych. Upał wcale nie pomaga, ale nie jest on tutaj największym problemem. Są nim maleńkie, ledwo widoczne muszki, które dopadają cię w ułamku sekundy, siadając na skórze i w kolejnym ułamku sekundy gryzą, pozostawiając krwawy ślad, po czym odlatują. Ból jest duży, krew się czasem leje po rękach, ale dopiero na drugi dzień zaczyna się niesamowite swędzenie, któremu jeśli ulegniesz, to twoje ręce i nogi napuchną do podwójnego rozmiaru. Ślady po tych małych, uroczych chu.ach zdobią nasze kończyny po dziś dzień i pewnie nigdy już nie zejdą. Nazwaliśmy je muszki-podkurwiajki, ale jeśli są to te same, o których pisał Cejrowski w "Gringo...", to nazywają się 'jejen'. Tygrysy bengalskie zagrożone wyginięciem, goryle w Afryce też, a takie małe bestie sobie żyją i jest git. Eeech

Docieramy i nocujemy w Aguas Calientes. Machu Picchu zostało odkryte w 1911r., było więc wystarczająco dużo czasu, by stworzyć tego zionącego komercją potwora.

Najwcześniejszym możliwym autobusem wjeżdżamy pod wejście do Machu Picchu. Jesssst! Trudno nam w to uwierzyć! Szybko udajemy się w najwyższy możliwy punkt oczekując aż chmury odsłonią to po co tu przyjechaliśmy. Widok jest mistyczny, przepiękny, wymarzony. Nie decydujemy się na wejście na Wayna Picchu, po prostu siedzimy i gapimy się jak dzieci. Szkoda, że przy tak ogromnym natłoku turystów miastu grozi zagłada. Ludzi przybywa, a my się zwijamy, bo czeka nas droga powrotna. Schodzimy z góry pieszo, co daje się we znaki kolanom, a przed nami jeszcze droga wzdłuż torów w ohydnym skwarze - gdybyśmy mieli koralik Karolci, albo pierścień Arabeli, to wyczarowalibyśmy sobie drezynę, a tak to trzeba zasuwać z buta. Kolejne etapy podróży są takie same jak wcześniej. W ten oto sposób wydaliśmy ok 20% tego co musielibyśmy przeznaczyć na pociąg. No pain, no gain!!!



P.S. 1 Jeżeli chcesz zrobić zdjęcie na tle Machu Picchu z jakimś napisem lub barwami twojego ulubionego klubu, np. hokejowego, to licz się z tym, że upomni cię strażnik mówiąc, że nie można wykorzystywać wizerunku miasta Inków w celach propagandowych - płacisz im 40 dolców, a oni robią ci takie głupie problemy...
P.S. 2 Nie ma to jak jechać autobusem zobaczyć Machu Picchu mając już kupioną koszulkę 'I love Machu Picchu'. (t/a)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 13.5% świata (27 państw)
Zasoby: 176 wpisów176 6 komentarzy6 1454 zdjęcia1454 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
05.08.2013 - 18.08.2013
 
 
24.07.2010 - 14.08.2010
 
 
01.04.2009 - 29.04.2009