Jeden dzień pobytu w Recife postanawiamy, słusznie zresztą, przeznaczyć na wizytę w jego siostrzanym mieście - Olindzie. Żeby wsiąść do lokalnego autobusu nie wystarczy tylko stać na przystanku, trzeba wyraźnym ruchem ręki dać kierowcy do zrozumienia, że mamy ochotę się z nim przejechać.
Po wejściu do w większości zdezelowanych pojazdów należy przejść przez kołowrotek oraz uiścić opłatę za przejazd u siedzącego na wysokim fotelu kasjera, który ma tak ciekawą pracę, że bardzo często zasypia podczas jazdy, a głowa lata mu na wszystkie strony - taka nasza obserwacja:).
Olinda w przeciwieństwie do Recife charakteryzuje się niską, w większości parterową zabudową.
Strome, wybrukowane ulice znajdujące się w centrum tego niewielkiego miasteczka ozdabiają budynki w kolorach pastelowych.
W wielu z nich znajdują się gustowne restauracje lub sklepy z wyrobami lokalnych artystów.
Sprawia to, że spacer po Olindzie jest całkiem przyjemną czynnością, choć około południa trudno znaleźć jest cień, co przy nachyleniu ulic i piekielnym skwarze może męczyć.
Wypijamy po świeżym mleczku wprost z kokosa i zjadamy niezwykły naleśnik z tapioki oraz żółtego sera i kokosu z dodatkiem dulce de lece - ichniejszego kremu krówkowego - pyszna rzecz.
Wracamy do Recife. (t)