Docieramy do Ceuty - hiszpańskiej enklawy znajdującej się jeszcze na kontynencie Afrykańskim. Przekroczenie granicy odbywa się więc jeszcze na Czarnym Lądzie. Psy policyjne skrupulatnie obwąchują nasze bagaże w poszukiwaniu narkotyków - nie tym razem:) Tankujemy bardzo tanią benzynę i za jedyne 44 euro, czyli o wiele mniej niż wcześniej kupujemy bilety na prom do hiszpańskiego Algeciras.
Cieśnina Gibraltarska w najwęższym miejscu ma zaledwie 13km, jednak będąc w Maroku odnosi się wrażenie jakby się było co najmniej kilkaset kilometrów od Europy. Różnica kulturowa, religijna i obyczajowa jest przeogromna i niepodważalna. Tym przyjemniej odkrywa się Maroko, kraj w gruncie rzeczy przyjazny i, wydaje się, bezpieczny.
MSZ na swych stronach ostrzega przed wyjazdem do Maroka i zaleca wzmożoną czujność w związku z zagrożeniem zamachami terrorystycznymi, Al-Kaida ogłosiła zresztą kiedyś, że Afrykę Północną uczyni przyczółkiem do ataków na Europę. Jak do tej pory nic takiego nie miało miejsca, a co do ogólnego bezpieczeństwa, to myślę, że odwiedzający Pragę czy Nową Hutę znacznie bardziej narażeni są na niebezpieczeństwo ze strony mieszkańców, niż podróżujący po Maroku (im bardziej na południe, tym ludzie bardziej przyjaźni). Być może również głęboko zakorzeniony strach i dystans przed Arabami i ich specyficzną naturą zniechęca turystów. Nie zapominajmy jednak, że na ok. 34 miliony mieszkańców Maroka aż 25 mln to Berberowie - rdzenni mieszkańcy Afryki Płn., których z Arabami łączy jedynie islam.
Dywagować na temat różnic kulturowych można by długo. Z naszej strony możemy jedynie zachęcić do odwiedzenia tego niezwykłego, pięknego kraju i przekonania się na własnej skórze, jaki jest naprawdę. (a/t)