Geoblog.pl    alatomek    Podróże    Portugalia, Maroko    Nie ma to jak oszukać Araba... prawie
Zwiń mapę
2007
24
lis

Nie ma to jak oszukać Araba... prawie

 
Maroko
Maroko, Marrakesh
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2770 km
 
Marrakesh - to plan na dziś.
Ruszamy więc dość wcześnie. Większa część drogi jest monotonna i wiedzie przez pustkowia, dopiero gdy zbliżamy się do Marrakeshu witają nas brązowo pomarańczowe wzgórza.
Wkrótce po dotarciu do miasta zaczynamy mieć dość zmagania się z uczestnikami ruchu drogowego na tyle, że dość szybko decydujemy się na zatrzymanie w jednym z pierwszych napotkanych hoteli. Idziemy w miasto, a właściwie jedziemy. Bierzemy taksówkę, która za 20 dirhamów (7 zł) dowozi nas do centrum, a podczas jazdy rozmawiamy z taryfiarzem po angielsku o futbolu - on znał Bońka, ja Merry Krimau... Wyskakujemy na głównej ulicy i od razu idziemy ku meczetowi Kutubijja, którego minaret jest uznawany za jeden z piękniejszych w arabskiej Afryce.
Cóż, większość widzianych przez nas do tej pory meczetów cechuje niezwykła skromność i prostota architektoniczna, dlatego trudno jest powiedzieć, że ów widok nas oczarował.

Charakterystyczne wysokie, czworokątne wieże (minarety) zwykle górują nad o wiele niższą zabudową, bo głównym ich celem jest funkcjonalność (wzywanie przez muezina do modlitwy) oraz symbolika (Allah ponad wszystkim), co jakby nie było kontrastuje z wyrafinowaną architekturą świątyń chrześcijańskich powstających na przestrzeni wieków. Fakt ten, a także stosunek muzułmanów do swojej wiary, o którym napiszę później, dają wiele do myślenia na temat relacji człowiek - Bóg.

Wracając jednak do samego meczetu, a konkretniej rzecz biorąc, minaretu, rzeczywiście jest on bardzo okazały i zdecydowanie najładniejszy ze wszystkich, jakie widzieliśmy. Wysoki, zbudowany z jasnobrązowego budulca ładnie prezentuje się, gdy wieczorem podświetlają go reflektory.

Kierujemy się teraz na słynny plac Dżemaa El-Fna. Jest jeszcze w miarę pusty. Raczymy się sokiem ze świeżych owoców, Ala z Jankiem po jednej stronie placu, a ja po drugiej, kręcąc na kamerze ich konsumpcję. W pewnym momencie Ala woła mnie, że sprzedawca nie chce wydać reszty. Wkurzony wypijam sok i podchodzę do straganu żądając stanowczo pieniędzy. Arab jest niechętny i pyskuje, ale ostatecznie oddaje. Mówię mu co o nim myślę i odchodzimy. Po parunastu metrach podbiega do mnie 'mój' sprzedawca, mówiąc, że nie zapłaciłem za sok.
-Bez jaj, przygotowałem monetę w kieszeni i jej nie mam, czyli zapłaciłem
-Nie zapłaciłeś
-Zapłaciłem!
-Chcę swojej zapłaty za sok! - odkrzykuje zdenerwowany
Robi się dość głośno, bo ja też nie odpuszczam, a patrzy się na nas coraz więcej ludzi. Myślę sobie, że dam mu jeszcze jedną monetę i niech się odczepi, ale interesów z Arabami robić już nie zamierzam.
Odchodzimy.

Spacerujemy ulicami Marrakeshu, zaliczamy pierwsze targowanie, kiedy to Janek zaopatruje się w sziszę oraz ładny talerzyk. Wędrujemy wąskimi, mrocznymi ulicami medyny, choć nie chcemy się zbytnio w nią zagłębiać.
Robi się ciemno, wracamy na Dżemaa El-Fna, na placu Marokańczycy oferują przeróżne usługi - tatuaże z henny, zdjęcia z małpkami, niektórzy zaklinają węże. Decydujemy się na mały posiłek w tym miejscu... o ile kebab Janka był smaczny, to my z Alą znowu narzekamy - 'zimny kuskus', 'mało warzyw', tylko oliwki i bakłażan dobry... Płacimy, sięgam do tylnej kieszeni spodni - "O kur...". 10Dh w monecie - rzeczywiście nie zapłaciłem 'panu sokowirówce'... a tak się wykłócałem. Aż mi głupio. Porażka.
Pewnie za karę gdy wstaliśmy od stołu rozpętała się niesamowita ulewa, zmokliśmy jak psy, bo złapanie taksówki w 'tak pięknych okolicznościach przyrody' nie było już takie łatwe. Brrrrr.

Marrakesh z racji kursowych lotów z Europy jest miastem chętnie odwiedzanym przez turystów, co oczywiście widać niemal na każdym kroku, nawet o tej porze roku*. Być może to właśnie ona sprawiła, że miasto wydało nam się trochę bure, szare, do tego pełne zaczepnych naganiaczy. Takie troszkę inne, mniej magiczne, urokliwe i żywe niż w filmie "W stronę Marrakeshu". Cóż, kino to czasem bajka, a bajka to zawsze kit.

* yo, yo, sprawdź ten rym ziomalu!

Na jednym ze stoisk zakupiliśmy płyty hip-hopowe marokańskich zespołów. Mała próbka tutaj w pliku muzycznym
Dobre, co? (t)


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (1)
  • rozmiar: 3,53 MB  |  dodano 2 lata temu
     
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 13.5% świata (27 państw)
Zasoby: 176 wpisów176 6 komentarzy6 1454 zdjęcia1454 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
05.08.2013 - 18.08.2013
 
 
24.07.2010 - 14.08.2010
 
 
01.04.2009 - 29.04.2009