Rano Jacek odkrywa bolesny fakt - akumulator znowu leży.
Wyruszamy więc jednym pełnym autem do Planicy, by zobaczyć skocznię narciarska, na której do tej pory uzyskano najlepszy rezultat - 239 metrów. Jedziemy kawałek, gdy nagle słyszymy krzyk - "Stójcie!" W tylnej lewej oponie jest jakieś 30% powietrza. Kapa.
Nieszczęścia chodzą parami.
Jacek pożycza z recepcji kable, a my zmieniamy koło i jedziemy na stację. Pompujemy flaka, patrzymy a Adam podjeżdża w radiowozie z panią policjantką. Pomyśleliśmy, że jarał na stacji i go zwinęli, a on: "Jedźcie za nami, załatwiłem mechanika":) Zostawiamy koło, umawiamy się za 2 godziny i jedziemy zgodnie z planem do Planicy.
Chyba w tym samym czasie obydwaj właściciele samochodów doświadczyli uprzejmości ze strony Słoweńców - Jackowi koleś na kempingu 'pożyczył' prądu, a mi koleś wymienił wentyl w oponie nie chcąc za to w ogóle kasy, mało tego, dał swój numer, gdybyśmy jutro mieli jakiś problem. Niesamowici ludzie!
A teraz jeszcze słówko o Planicy i jej 'zajebiaszczej' skoczni. Nie wierzyliśmy, że to coś, krzywe, brudne, beznadziejne, to niby ta słynna skocznia. Rozczarowanie? Mało powiedziane. Na miejscu mówimy reszcie, że skocznia niesamowita, że robi wrażenie i że spotkaliśmy Primoza Peterke, który był zajebisty i dał nam autograf z dedykacją (kaligraficzne dzieło Ali). Łyknęli jak dzieci. (t)