Wyruszamy dość wcześnie, bo dzisiejszy dzień zapowiada się niezwykle atrakcyjnie. Głównym celem jest mała 200-osobowa wioska Piodao położona w jednej z dolin Gór Jastrzębich. Dojazd w to miejsce obfituje w bardzo malownicze widoki, ale od kierowcy wymaga najwyższej ostrożności i koncentracji. Liczne serpentyny, wysokie zjazdy i podjazdy na skraju stromych górskich zboczy nie składają się na wymarzoną trasę, ale za to widoki są jak marzenie. W jednej z mijanych wiosek zaczyna nam się nawet dymić z hamulców, musimy częściej hamować silnikiem. Muszę przyznać, że pierwszy raz w życiu odczuwałem lekki strach jadąc autem w górach, niejednokrotnie stosując angielskie reguły drogowe (czyt. jazda lewą stroną) jadąc drogą bez barierek na skraju przepaści.
Docieramy na miejsce. Piodao jest małą wioską, z charakterystyczną zabudową wykonaną z łupków, w której poszczególne domostwa stoją niemal jeden na drugim. Po wiosce można swobodnie spacerować i choć jest bardzo mała, zabłądzić wcale nie jest trudno. Niezwykłe, strome uliczki w szaro-brązowych barwach mocno kontrastują ze śnieżnobiałym kościołem na prawym krańcu wioski. Przed zabudowaniami mieszkańcy handlują wyrobami własnymi - świeżo upieczonym chlebem, chustami i masą innych pamiątek... My kupujemy likiery o smaku kasztanów:) Naprzeciw wioski znajdują się pola tarasowe przywodzące na myśl chińskie 'wylęgarnie' ryżu.
Pora ruszać dalej. O ile nasz GPS spisał się świetnie doprowadzając nas do Piodao, o tyle w dalszej drodze zawodzi nas do tego stopnia, że rozwiązujemy z nim umowę o współpracę, znajdując mu rzadko odwiedzane miejsce w jednym z naszych plecaków. 'Dzięki' niemu mieliśmy okazję zobaczyć portugalską wieś od środka. Wybór trasy okazywał się na tyle kuriozalny, że niejednokrotnie idący np. z motykami ludzie stawali i za nami patrzeli, a my dalej brnęliśmy szutrową nawierzchnią nie mając pojęcia gdzie zmierzamy. Jedno jest pewne - w każdej portugalskiej wsi jest przystanek autobusowy, na którym siedzi starszy pan o lasce.
Zahaczamy o Coimbrę i autostradą już suniemy w stronę Fatimy. Dosłownie na chwilę odwiedzamy to jedno z najczęściej odwiedzanych w Europie miejsc pielgrzymek. Wchodzimy do bazyliki, spacerujemy chwilę po placu, na którym ponoć mieści się do miliona osób oraz przede wszystkim spędzamy trochę czasu przy figurce Matki Boskiej Fatimskiej. Wokół kaplicy, w której się znajduje, kilkunastu modlących się wiernych porusza się na klęczkach.
Dalsza droga prowadzi już w kierunku stolicy. W Guarda uzyskaliśmy adres siostrzanego hostelu, jednak krążymy jak konie w cyrku nie mogąc go znaleźć. Dopiero telefon do hostelu załatwia sprawę. Dzięki szczegółowym wskazówkom pracownika hostelu lądujemy w Oeiras pod Lizboną. Schronisko bardzo schludne. Resztę dnia spędzamy na pobliskiej przystani jachtów. (a/t)