Główną atrakcją pierwszego powrotnego odcinka (pomijając obserwowanie 'Niemców' na granicy) jest obwodnica Sofii. Obwodnica. To brzmi dumnie. Podczas postoju na stacji Marek dostrzega drogowskaz od razu na Belgrad. Sprawdzamy na mapie – hmmm, wygląda na dwupasmówkę, jeśli faktycznie tak jest, to nie trzeba pakować się do centrum Sofii. Najgorsza decyzja tego wyjazdu zapada, a my przez kilkanaście (-dziesiąt?) kilometrów telepiemy się drogą, która jest sam nie wiem czy bardziej ch...wa, czy bardziej niebezpieczna. Wyczyny tak rowerzystów, jak i zmotoryzowanych budzą w nas przerażenie łączone ze śmiechem. Trzeba mieć fantazję!
Na miejsce noclegowe wybieramy małą uzdrowiskową mieścinę niedaleko od granicy. Dojazd do miejsca docelowego był ekstremalnie trudny ze względu na wąski wjazd oraz totalne zadupie i bezradność nawigacji. Bez pomocy miejscowych nigdy byśmy nie wpadli na to, gdzie trzeba wjechać.
Miejscowość to malowniczo położone uzdrowisko z ogromnym socrealistycznym gmachem, będącym centrum wellness-spa – ot takie nasze sanatorium. Moczymy w sumie 8 nóg w uzdrawiającym źródełku i spacerujemy po mieścinie. Dwóch panów sprzedających mięso i sałatki w jakiejś bułce odmawia zrobienia nam wersji wege w takiej samej cenie. Tacy z nich przedsiębiorcy. (t)