Dziś postanawiamy zrobić sobie nieintensywny dzień. Rano wybieramy się na 'elephant show' do Maesa Elephant Camp - pokaz 120 Bhatów trzy razy dziennie, pierwszy o 9.40 - na który się spóźniamy, bo nasz kierowca 'musiał' zatankować.
Wielki plac z trzema trybunami, masa turystów ze wszystkich stron świata klaszczących, chodzących, niesfornych. Słonie grają w piłkę, malują obrazy, śmieją się, przebijają lotkami balony, grają na instrumentach a na koniec pozują do zdjęć za kasę i kiście bananów.
Pieniądze z gracją oddają trąbą swoim opiekunom, a owoce pożerają z apetytem. Widowisko niezwykłe zwłaszcza, że nauczyć takich rzeczy słonia to musi być coś. Cała otoczka tego miejsca nie do końca mnie jednak przekonuje - mam nadzieję, że słonie są tam dobrze traktowane.
Wracamy do miasta ku wielkiemu zdziwieniu naszego kierowcy... zdziwieniu i później obrażeniu. Twierdzi, że jeszcze tyle rzeczy jest do zobaczenia w okolicy - dostaje prowizję czy co?
Niegrzecznie wyrzuca nas w jakimś nieznanym punkcie miasta i z piskiem opon odjeżdża. Dziwne, dostał więcej niż powinien, woził nas tylko godzinę, a nie cztery i jeszcze ma jakieś pretensje? Dziwny gość.
Jesteśmy głodni, więc rozglądamy się wokoło - jest jakaś knajpa, która reklamuje się wzmianką w Lonely Planet, więc idziemy w ciemno... Kicha jak cholera, beznadziejne jedzenie. Do wieczora włóczymy się po mieście.
W Chiang Mai znacznie częściej niż w Bangkoku czy na Ko Chang zauważyć można amatorów sex-turystyki. Europejczycy i Amerykanie w różnym wieku siedzą w pubach i spacerują za rękę ze swoimi wybrankami, ...wybrankami na tydzień, może dwa. Płacą i mają wszystko, seks, towarzystwo, namiastkę uczucia. Szczerze powiem, odraża mnie to i jestem zdegustowana tym zjawiskiem.
p.s. Dowiedzieliśmy się kilka dni później od Paula (czytaj niżej), który kilka lat pracował jako kierowca tuk-tuka, że nasz dzisiejszy kierowca miał prawo być zmierzły. Za zawiezienie nas na pokaz słoni powinie otrzymać od jego organizatorów nawet ok. 80 bahtów, czyli lwią część ceny biletu wstępu. Ale co tam. Podobno 'klient nasz pan' (a)