To co dzieje się pod dworcem (a widzimy to z okna najdroższego i najgorszego hostelu na trasie) można nazwać jedynie słowem: 'masakra'.
Dudni o tym lokalna telewizja, a na pierwszych stronach gazet widnieją zdjęcia nieokiełznanego tłumu koczującego gdzie się tylko da. Święto wiosny, czyli chiński nowy rok to najważniejsze święto w kraju, wielu ludzi ma ponad tydzień wolnego i wyjeżdża na spotkania z rodzinami.
To jednak co widzieliśmy z okna zdziwiło nie tylko nas, ale i samych Chińczyków. Wraz z Alą kursujemy na lotnisko, żeby do końca załatwić sprawę z biletami, a potem szlajamy się trochę po mieście, ogólnie nie jest ono zachwycające, a tłok wydaje się większy niż gdziekolwiek indziej do tej pory. (t)
Pora podsumować pobyt w Chinach:
- ludzie przeważnie mili, chętni do pomocy, nawet nie znając angielskiego
- w wielu miejscach to my robiliśmy za atrakcje turystyczne, nawet w Pekinie robiono z nami zdjęcia
- wszyscy się pchają, potrącają, a na ulicach nie jest zbyt bezpiecznie, ale na pewno głośno dzięki używanym nagminnie klaksonom
- Chińczycy mówią dwa razy głośniej od nas
- pracownicy banku czy nauczyciele zarabiają ok.1000 juanów miesięcznie, czyli jakieś 142 USD, ale w dużych miastach ludzie wydają się mieć pieniądze i chcą je wydawać. Widać, że wraz z rozwojem gospodarczym dociera tu także 'idea' konsumpcjonizmu
- niskie ceny sprzętu audio-video w Chinach to mit. Niejednokrotnie są one wyższe niż w Polsce, chyba że mówimy o tanich podróbkach, których kupna jednak nawet sami Chińczycy nam odradzali
- europejski i amerykański styl życia wydaje się imponować mieszkańcom Chin. W dużych aglomeracjach można poczuć się jak w Europie.
Być może pogoda jaką zastaliśmy w Chinach trochę wypaczyła sposób w jaki postrzegamy ten kraj i jego mieszkańców. I choć nie jest on jakoś niesamowicie negatywny, to zdaliśmy sobie sprawę, że raczej już tu nie wrócimy, chyba że do Tybetu. Zgodnie stwierdziliśmy też na podstawie tego co zobaczyliśmy, że szczęściarzami są ci, którzy odwiedzili Chiny 20 i więcej lat temu. (a/t)