Większą część ranka spędzamy na pogawędce z urokliwą i zabawną pracownicą hostelu, Sharon, bardzo przejętą, by wszystkim gościom hostelu było dobrze.
Zapraszamy ją do pokoju i gawędzimy sobie jakiś czas - ubaw mamy z tego niezły. Następnie jedziemy w 9 osób malutkim 5-osobowym minibusem do wioski Fuli. Pojechaliśmy tam głównie ze względu na targ, który jednak okazał się dość skromny, może po prostu przyjechaliśmy zbyt późno.
Z drugiej jednak strony włócząc się po wiosce zobaczyliśmy prawdziwą chińską prozę życia, kontrastującą z jakby nie było mocno turystycznym Yangshuo.
Mijamy wiele malutkich, domowych zakładów szwalniczych, wytwórczych, tu ktoś spawa, tam naprawia silnik, dalej po prostu grają w karty. Po powrocie do Yangshuo zupełnie przypadkiem trafiamy na salę gimnastyczną, na której chłopcy wykonują taniec ze smokiem.
Z otwartymi ustami obserwowaliśmy to przygotowanie do Święta Wiosny, czyli chińskiego Nowego Roku. Niesamowite figury, piruety i przede wszystkim zgranie młodych chłopców strasznie nam zaimponowało. Gdy już myśleliśmy, że będzie koniec tancerze zaskakiwali jeszcze lepszą choreografią w mgnieniu oka zmieniając kształt trzymanego na kijach smoka, skacząc przez siebie, obracając się, tworząc przeróżne układy. Żałujemy trochę, że ominą nas obchody Nowego Roku, ale z drugiej strony już raz Sylwestra mieliśmy a co za dużo to niezdrowo.
Udajemy się tradycyjnie do Lisy na happy hour, obiad i do hostelu.
Dziś rano przybył do niego pierwszy Polak, jakiego spotkaliśmy w Chinach. Nie dość, że ze Śląska (Szopienice), to jeszcze uczył się i wykładał w tej samej szkole co moja siostra, a nawet się trochę znają. Świat jest jednak mały. Wieczorem w towarzystwie pana Smirnoffa i pani Ryżówki robimy ze Sławkiem spotkanie integracyjne i gawędzimy o czym się da, ale w szczególności o podróżach. Sławek jest już w podróży 5 miesięcy i jest to jego 15. kraj, także jest czego słuchać. (t)