Rano znowu niebo wita nas pochmurną aurą, ale nie zrażając się tym wypożyczamy rowery Giant z niewielkimi możliwościami siodełkowymi i ruszamy w poszukiwaniu Księżycowej Skały.
Po krótkim błądzeniu po okolicy i wyminięciu 1000 pieszych na ścieżce rowerowej oraz pojazdów poruszających się w odwrotnym kierunku do kierunku jazdy dojeżdżamy. Obskakuje nas kilka starszych pań z turystycznymi lodówkami proponując zimne napoje - dziwne niedopasowanie do warunków atmosferycznych - jest może 1 stopień Celsjusza.
Kupujemy bilety, przypinamy nasze pojazdy i wspinamy się kamiennymi schodami. Słabo oznaczone gdzie i jak można dotrzeć na szczyt, na rozdrożach brak znaków, ale udaje nam się wybierać dobre dróżki.
Po 40 minutach 'morderczego' pięcia się w górę (droga nużąca i mało ciekawa) jesteśmy na miejscu - imponująca skała w kształcie łuku oraz rewelacyjne widoki. Próbując złapać oddech robimy zdjęcia, jesteśmy prawie sami, gdy z wejścia na szczyt wynurza się starsza pani niosąc turystyczny termos i chcąc nam sprzedać napoje, cholera, jak ona tu weszła? Pokazuje nam zeszycik, w którym ma wpisy ludzi z całego świata, kilka zdjęć i monet wklejonych taśmą klejącą. Wskazuje nam drogę do punktu widokowego i na szczyt.
Udajemy się więc tam stromym podejściem, teraz znajdujemy się już na samym szczycie skalnego łuku, podziwiając piękne widoki. Po zejściu czeka na nas staruszka, uparcie chcąc nam coś sprzedać, nie chcemy, ale ona cierpliwie czeka, aż zrobimy parę zdjęć i wyciąga pocztówki, tłumacząc, że ma mało pieniędzy. Kupujemy, staruszce aż oczy się cieszą:).
Robimy pamiątkowe zdjęcie z panią alpinistką i ruszamy w dół, widoki są ładne, ale mgła zaczyna coraz bardziej władać doliną, a lekka mżawka sprawia, że nasza podróż do Yangshuo zamienia się w walkę z chłodem i deszczykiem. Oddajemy rowery i szukamy miejsca, żeby się ogrzać. Mamy już dość eksperymentów, więc udajemy się do Lisy, gdzie czeka na nas wesoła godzinka i miła obsługa ładnych Chinek. (a)