Rozpoczęliśmy dzień od jajecznicy i czarnej kawy, zaserwowanej przez dziewczyny z hostelu, czego one same domagały się pukając do pokoju, nie dając nam pospać:). Poranny posiłek jest tylko atrakcją przejściową z okazji niedawnego otwarcia.
Pierwszą rzeczą jaką robimy dzisiejszego dnia, jest wędrówka do pobliskiego parku i wspięcie się na jeden ze szczytów, skąd bardzo ładnie widać okolicę. Mimo powciskanych między skały domostw trudno uwierzyć, że miejscowość liczy 60 tys. mieszkańców.
Pogoda średnia, trochę siąpił deszcz, ale i tak mieliśmy już umówiony rejs rzeką Li. jedziemy do Xingping i tam czekamy na resztę turystów pragnących podziwiać niezwykłe formacje skalne.
Ruszamy 'melexem' w 10 osób na przystań. Wieje, dmucha, kierowca jest nieobliczalny, ale szczęśliwie dojeżdżamy do celu.
Nasz kapitan zaprasza nas do łajby, gdzie na podłodze znajduje się z 15 dziecięcych krzesełek, a ścianę ozdabia potargany plakat Mao.
Za chwilę podchodzi do nas Chinka z dwoma kormoranami, pytając czy nie chcemy z nimi zdjęcia za 2Y, nie chcemy, ale jej robimy:). Ruszamy, płyniemy podziwiając widoki, które rzeczywiście są bardzo atrakcyjne, jako że tego rodzaju form krasowych nie mieliśmy jeszcze okazji oglądać. Wiele z nich ma swoje specyficzne nazwy, podobno wynikające z ich kształtu - mijamy więc - 'dziewięć koni', 'ogon ryby', 'klatkę kurczaka'. Nie ma się co oszukiwać, koneksje mocno naciągane, Tomek nazwałby je np. 'kucający dziad pijący jabola', albo 'stojący o kulach Marsjanin palący na raz 4 jointy':). Kapitan jest całkiem sympatyczny, kilka razy cumuje przy brzegu, żeby każdy mógł sobie pstryknąć fotki, robi nam też zdjęcia grupowe (będzie ono już niedługo przedmiotem naszego ogromnego zdumienia - patrz wpis nr 20, następnie ostatni - Chorzów - SURPRISE). (a)