Zatrzymujemy siÄ™ w hostelu Le Tour blisko stacji metra nr 3 i 4.
Hostel bardzo przyjemny, miła i pomocna obsługa - młode ładne Chinki, Internet za free, bardzo duży i wygodny salon z filmami na dvd, barem, piłkarzykami i przyrządami do ćwiczeń.
Po chwili oddechu ruszamy w miasto. Metrem docieramy do placu Renmin i przedzieramy się przez główną ulicę handlową co chwilę zaczepiani przez nachalnych sklepowych naganiaczy - mają wszystko: zegarki, torby, buty.
W pewnym momencie człowiek traci cierpliwość i ma ochotę ich powystrzelać:). Docieramy do rzecznej promenady i zaczynamy podziwiać Pudong, czyli imponujące drapacze chmur, których czubki giną w chmurach.
Jest co oglądać - Perła Orientu i 'otwieracz' robią na mnie wrażenie. Rzeka jednak przypomina ściek. Spacerujemy nabrzeżem a Janek degustuje macki ośmiornic i inne obleśne rzeczy.
Zaczynamy się wałęsać po ulicach, jemy słodkiego ziemniaka z gorącej beczki za 5Y - podejrzewam zawyżona cena jak dla nas, ale dobre więc siano nie gra roli.
Trafiamy na stare miasto, tłumy ludzi, Starbucks i inne marki królują - straszna komercja.
Wracając do hostelu zahaczamy o Carrefour w wielgachnym centrum handlowym (8 pięter) i kupujemy Tequillę oraz Absoluta w ramach akcji "żołądkowych sensacji brak", w sklepie dziki tłum, wszystkie kasy czynne a mimo tego kolejki olbrzymie. Zakupy tam to wielka przepychanka.
Zmęczeni dniem wracamy do hostelu, otwieramy Absoluta i gramy w karty. (a)