Czeka nas dziś wyprawa na Mur Chiński w okolicach Mutianyu. Aby się tam dostać wyruszamy metrem do stacji Dongzhimen (na niej znajduje się potężny kompleks handlowy), tam pytamy kilku osób o dalszą drogę, aż w końcu po paru minutach siedzimy na pokładzie autobusu nr 916.
Bilety kupujemy podczas jazdy u 'pani-pilot'. To niesamowite ile zajęć/prac ma dla swojego ludu rząd CHRL, np. 4 facetów z chorągiewkami na jednym tylko przejściu dla pieszych, kilka osób zachęcających do zakupów w sklepie itd.).
W Huairou przesiadamy się na minibusa za 25Y, który zawozi nas pod sam mur. Wszyscy twierdzą, że wejście na górę pieszo trwa godzinę, po to żeby zakupić bilet na kolejkę linową. My tymczasem po max 20 minutach jesteśmy na pierwszej wieży, wędrujemy murem we wszystkie dostępne strony, czasem podejścia są dość strome, ale widoki wynagradzają trud. Nie wierzymy, że tu jesteśmy.
Cokolwiek by o murze nie powiedzieć, oglądając jego wysoko położone w górach odcinki, trzeba przyznać, że jest budowlą niezwykłą i aż dziw bierze, że w ogóle mogła powstać (jej budowa pochłonęła tysiące istnień). Niewielka (prawie zerowa) ilość turystów pozwala nam w pełni rozkoszować się chwilą, cieszymy się, że nie pojechaliśmy na odcinek, na którym trzeba dobrze się nagimnastykować, żeby tylko kilka, a nie kilkanaście osób weszło w kadr.
Na dole czeka na nas chmara sprzedawców: "2 koszulki za 1 dolara!", "Mao watch!"... Przekonujemy się, że kilka kroków od straganiarki + swoja niska cena + jeszcze targowanie się zbija cenę do 10% tej wyjściowej, ale zapewne jest tak dlatego, że jest poza sezonem.
Wracamy do Pekinu, wsiadamy w autobus 106, który zawozi nas pod słynną Świątynię Nieba. Niestety jest ona otwarta jedynie do 16.30, więc załapujemy się jedynie na spacer wokół niej.
Po powrocie do hostelu otwieramy (czyt. rozcinamy) worek z gorzałką i okazuje się, że świństwa nie da się pić. Janek łyknął prawie pół zawartości, ja zacząłem kursować na dół po piwa. (t)