Trzeba się pomału zbierać. Dzisiejszy plan to dotrzeć do Lattaki. Gdybyśmy mieli więcej czasu w pełnym składzie, z pewnością zostalibyśmy tu kilka dni, by odpocząć w tej morskiej miejscowości, a tak, to nie za bardzo jest czas, ani szpas. Jak na nadmorski kurort i dość liberalne miasto, noclegi w Lattaki są strasznie nędzne. Podczas szukania odpowiedniego miejsca nieźle się ubawiliśmy. Marek wszedł do 'hotelu', którego pijany właściciel i jego żona ("Panowie, pozwolą, moja żona... Zofia") wyciągnięci przez niego z łoża 'zaśpiewali' najwyższą jak dotychczas cenę za miejsce, które spokojnie zasługiwało na określenie: melina. Rozbawili nas tym do łez. Znajdujemy nowy, wypasiony jeszcze nie wykończony hotel, który ma promocyjne ceny. Centrum Lattaki jest bardzo przeciętne, sprzedawane są głównie szmirowate podróbki zachodnich marek. Całe szczęście oferta handlowa pokrywa się po części z naszymi potrzebami, drogą kupna nabywamy przyprawy, syryjski arak oraz fantastyczną w smaku halawę w sklepie, w którym z zaplecza wciąż donoszone są bryły pysznego sezamowego przysmaku. (t)