Pobudka o 6.00. Wolimy wyjść wcześniej, niż przepychać się przez tłumy wycieczkowiczów. Do bram Petry mamy ok. 2 kilometry, które pokonujemy pieszo. Kupujemy bilety - drogie jak cholera, ale w sumie to mamy szczęście, bo od 1 września cena będzie jeszcze wyższa. By dotrzeć do głównych atrakcji Petry trzeba przejść kolejne kilkaset metrów. Z początku mijamy niewielkie wzgórza o ciekawych kształtach, by po kilkunastu minutach wędrówki znaleźć się w głębokim wąwozie pełnym wąskich przesmyków pomiędzy wielobarwnymi skałami. Wkrótce stoimy przed największą atrakcją kompleksu - skarbcem - dobrze znanym z filmu "Indiana Jones i ostatnia krucjata". Na tym zależało nam najbardziej, choć oczywiście wędrujemy do końca. Wykute w skałach świątynie oraz grobowce wyglądają imponująco. Udajemy się drogą do końca kompleksu, gdzie dowiadujemy się, że musimy wrócić do głównego wejścia. Po drodze mijamy coraz więcej turystów, którzy dopiero tu przyszli. Potworny upał oraz zmęczenie powodują jednak, że chcemy się stąd już ewakuować. Spędziliśmy w Petrze kilka ładnych godzin, gdy tylko wróciliśmy do hotelowego pokoju, zasnęliśmy jak dzieci.
Mimo iż, wcale nie mieliśmy takiego zamiaru, wraz z momentem opuszczenia Petry, 'zaliczyliśmy' wszystkie tzw. nowe cudy świata. A oto nasz prywatny ranking: Ala: 1. Machu Picchu 2. Taj Mahal 3. Mur Chiński 4. Chrystus z Rio 5. Petra 6. Chichen Itza 7. Koloseum. Tomek: 1. Machu Picchu 2. Taj Mahal 3. Mur Chiński 4. Petra 5. Chichen Itza 6. Koloseum 7. Chrystus z Rio. Oboje ubolewamy nad tym, że w oficjalnym rankingu zabrakło miejsca dla Angkor Wat. (t)