Rano utwierdzamy się w przekonaniu, że Hama ma całkiem przyzwoitą uliczną bazę gastronomiczną, oferując humus, falafele, serowe bułeczki, soki ze świeżych owoców oraz ciekawe w smaku, acz zbyt słodkie, cukierki.
Plan na dzisiaj to imponujący Crac Des Chevaliers - zamek Krzyżowców, stanowiący jedną z największych atrakcji Syrii. Udajemy się minibusem do Homs, skąd pod sam zamek, dowozi nas kolejny. W Kraku na dobrą sprawę można spędzić kilka godzin, tym bardziej, że jego mury dostarczają naszym organizmom porcję regeneracyjnego chłodu. Zamek jest tak ogromny, że zawsze znajdzie się zakamarek, bądź baszta, do których wcześniej nie dotarliśmy. Trzeba przyznać, że całość jest świetnie zachowana. Na zrobienie zdjęcia całego zamku w jego pełnej krasie szanse są niewielkie, trzeba by udać się na pobliskie wzgórza. Wodzeni jednak taką nadzieją, udajemy się przez kłujące chaszcze w miejsce muzułmańskiego cmentarza, skąd zamek przedstawia się i tak mniej malowniczo niż na pocztówkach:).
Minibusów udających się Homs pod zamkiem nie brakuje, jednak tutaj ceny są już trochę wyższe. Musimy poczekać z pół godziny, potargować się, by pojechać za identyczną cenę, jak wcześniej.
Wieczorem kolejny spacer po Hama. Nawoływanie muezinów odczytujemy jako skierowany do nas zew dobiegający z chrześcijańskiej dzielnicy... (t)