Trzeba przyznać, że lot oraz lądowanie w Bejrucie należały do najbardziej przyjemnych, jakich doświadczyliśmy. Po wyjściu z samolotu czekała nas jeszcze chwila niepewności, albowiem sprawa wiz libańskich jest bardzo płynna i niejednokrotnie zależy od usposobienia pracowników urzędu imigracyjnego. Tym razem się udało. Wbijają nam do paszportów małe, bezpłatne pieczątki, po czym ruszamy po odbiór bagaży. Zanim udajemy się na poszukiwania taksówki do centrum, pytamy pracownika lotniskowego sklepu, jaka jest uczciwa cena za taką usługę. O dziwo już u pierwszego taksówkarza udaje się ją osiągnąć, choć trzeba przyznać, że był on strasznie upierdliwy i po drodze próbował jeszcze ją podwyższyć. Nic z tego.
Szukanie noclegu zajmuje nam trochę czasu, wiele z miejsc, które rozważaliśmy, okazało się zajętych. Ostatecznie po długim, nocnym błąkaniu się po ulicach Bejrutu lądujemy w Talal's New Hotel, tej nocy śpiąc jeszcze w pokoju za 15 $, jutro czekają nas przenosiny na dach, gdzie 'zamieszkuje' już kilkunastu backpackerów z różnych stron świata. Właściciel wita nas zimnym piwem na koszt przybytku. (t)