W tym rozdziale znajduje się nasz mini przewodnik po Indiach wzbogacony naszymi doświadczeniami, przygodami oraz ciekawostkami.
1. JEDZENIE I PICIE
Nie będziemy ukrywać, że zasmakowanie indyjskiej kuchni było jednym z głównych bodźców, by udać się do stolicy curry. Poznany kiedyś przez nas Hindus opowiadał nam, że kuchnia w Indiach jest tak zróżnicowana, że wystarczy przejechać 100 km, by w menu znaleźć zupełnie inne rzeczy niż wcześniej. Rzeczywiście tak jest, ale warto też dodać, że nawet potrawy o identycznej nazwie smakują zupełnie inaczej w różnych miejscach, np. aloo gobi w Jaisalmer i w Agrze to dwa kompletnie inne smaki. A jest ich mnóstwo, skoro szanujący się indyjski kucharz ma podobno do dyspozycji co najmniej 20 rodzajów przypraw... przypraw, które czasem potrafią do czerwoności rozpalić nasze gardła. Potrawy bywają bardzo ostre, ale najlepszym sposobem na złagodzenie palenia nie jest wbrew pozorom spożywanie dużej ilości płynów, nic nie przynosi większego ukojenia niż łyżeczka naturalnego jogurtu lub odrobina ryżu.
Kuchnia i higiena - dwa słowa, które w Indiach spotykają się mniej więcej tak często jak Fidel Castro z Prezydentami USA, czyli łatwo się domyśleć, że jest z tym niemały problem. Podczas przebywania w lokalu gastronomicznym w oczekiwaniu na posiłek proponujemy powściągliwość w uwalnianiu swej wrodzonej ciekawości i niezaglądanie do kuchni, bo można poważnie się zniechęcić. Warunki bywają podłe. Również uliczne przekąski, które kuszą zarówno zapachem jak i wyglądem(oj, trudno im się oprzeć), to sprawa do rozważenia. Można oczywiście wypiąć się na higienę, jednak gorzej będzie, jak ona wypnie się na nas na tyle skutecznie, by co najmniej na kilka dni zepsuć nam wyjazd. Osobom o wybitnie wrażliwych żołądkach można polecić codzienne picie leków osłonowych (np. Smecta) lub coca-coli.
Zostawmy jednak 'demony sraczki' za sobą. Korma, palak pyaz, dahl, raita, dosa masala - te oraz inne potrawy kuchni indyjskiej dostarczają najwyższych kulinarnych uniesień. Na początku w ramach rozeznania warto zamawiać thali, czyli swoisty przekrój tego, co oferuje jadłodajnia, łącznie z deserem, nierzadko także z napojem. Przy spożywaniu jakiegokolwiek posiłku pamiętać jednak należy, żeby unikać jedzenia lewą ręką, gdyż w kulturze Indii przeznaczona jest ona do wykonywania czynności wprost przeciwnej do spożywania.
Obowiązkowym do skosztowania jest napój przyrządzany na bazie jogurtu lassi w wersjach owocowych a także np. z szafranem. Co się tyczy alkoholu, są pewne stany w Indiach (np. Gujarat), w których go nie uświadczysz w ogóle. W Rajastanie piwa nie ma w żadnym restauracyjnym menu, w hotelach również oficjalnie go nie dostaniesz, ale gdy zapytasz, zawsze znajdzie się butelka zmrożonego Kingfishera - hinduskiego lagera. Ogólnie rzecz biorąc, mieliśmy miesiąc abstynencji:)
Ponadto warto skosztować indyjskich słodkości, które niejednokrotnie zaskakują smakiem oraz składnikami, z których powstały. Ktoś chętny na krówkę z mąki z ciecierzycy? Gorąco polecam.
2. JĘZYK I KOMUNIKOWANIE SIĘ
Wystarczy spojrzeć na indyjski banknot, żeby przekonać się, ile różnych języków i dialektów zadomowiło się w tej największej demokracji świata. Choć oficjalnym językiem pozostaje hindi, na południu kraju jest on praktycznie nieużywany. Podczas oglądania programów telewizyjnych zauważyliśmy, że bardzo często pytano uczestnika w języku hindi, a ten odpowiadał po angielsku, również w filmach Bollywood wstawki angielskie są na porządku dziennym. Jest to rzecz, która niesłychanie ułatwia podróżowanie po Indiach - niemal na każdym kroku możesz liczyć na to, że ktoś będzie w stanie porozumieć się w tym języku. Zakładając oczywiście, że zdołamy zrozumieć indyjską hybrydę języka angielskiego, którego wymowie towarzyszy typowe tylnojęzykowe 'dudnienie'. Możemy się za to spodziewać, że będziemy tutułowani 'sir', 'madam' lub czasem ktoś żartobliwie, ale miło rzuci: 'hello Boss!'. Jeśli jednak zostaniemy pozdrowieni ichniejszym: 'namaste', warto zachować się równie grzecznie odpowiadając tym samym.
Gesty głowy wyrażające przytaknięcie i zaprzeczenie są takie same jak u nas, jest jednak jedno charakterystyczne skinienie, którego nie widzieliśmy nigdzie indziej. Polega na kilkukrotnym poruszeniu głową na wyprostowanej szyi na boki w kierunku ramion. Jest z nim problem, bo w większości oznacza ono 'tak', ewentualnie 'być może', ale trudno zapomnieć nam kilku gości, którzy zapytani o drogę użyli tego skinienia odchodząc bez słowa. Pozwala nam to sądzić, że trzecie jego znaczenie to: 'mam cię gdzieś'.
3. TRANSPORT
Kiedy przychodzi w Indiach czas na przemieszczanie się, wtedy zaczyna się najlepsza zabawa. Dane dotyczące infrastruktury transportowej w Indiach są imponujące. Każdego dnia odbywa się ok. 100 lotów krajowych, sieć drogowa ma ponad 3 miliony kilometrów i jest trzecią co do wielkości na świecie, a indyjska kolej jest największym pracodawcą na naszym globie, zatrudniając 16 milionów ludzi. Z pierwszej opcji transportowej nie było nam dane skorzystać, za to dwóm pozostałym warto poświęcić trochę miejsca:
Autobusy - W wielu krajach, których władze nastawiają się na przyjęcie pewnych ilości turystów, istnieją specjalnie stworzone dla ich potrzeb firmy transportowe dysponujące nowoczesną flotą. W Indiach o coś takiego dość trudno, więc jeśli nie wykupiłeś pakietu wakacyjnego, o podróży klimatyzowanym autobusem z filmami video i rozkładanymi do pozycji półleżącej siedzeniami raczej możesz zapomnieć. Autokary jeżdżące na dłuższych trasach wydają się w miarę przyzwoite a wiele z nich posiada także opcję 'sleeper', nazwaną przez nas 'kuwetą', gdyż są to znajdujące się nad rzędami siedzeń prostokątne pomieszczenia z materacem, niedziałającym wiatraczkiem i zasłoną odgradzającą cię od reszty pasażerów. Autobusy krótkobieżne natomiast wydają się być jeżdżącymi wrakami, do których czasem strach wsiąść; pourywane lusterka, lampy a w środku zaledwie 50% siedzeń, z których można skorzystać bez obawy, że się rozlecą - to wszystko norma. Ten typ transportu cechuje ponadto jeszcze jedna fajna rzecz - gdy autobus jest już napchany do takiego stopnia, że wydaje się, że nikt już nie ma szansy na dostanie się do środka, zawsze znajdzie się jeszcze miejsce dla jednej osoby. A potem... dla jeszcze jednej i jeszcze dwóch i tak dalej bez końca. Jedno jest pewne, nikt nie narzeka, wszyscy cieszą się, że jadą, nawet ci, którzy wiszą na drzwiach przytrzymywani na zakrętach przez innych pasażerów, żeby nie wypadli.
Pociągi - Artykułem sprzedawanym na dworcach kolejowych i peronach, który cieszy się niemałą popularnością jest zestaw: łańcuch + kłódka. Zarówno miejscowi, jak i przybysze wiedzą, że lepiej jest przykuć swój bagaż na czas podróży zamiast obudzić będąc o niego uboższym. Klasy pociągów różnią się między sobą znacznie. Najdroższe i najbardziej luksusowe są wagony typu AC, ale nie mieliśmy okazji nimi jechać. Najczęściej korzystaliśmy z klasy 'sleeper', w której miejsce wykorzystane jest bardziej niż optymalnie - 6 rozkładanych łóżek na powierzchni kwadratu, na której normalnie znajdowałby się przedział oraz dodatkowe 3 wzdłuż korytarza. Niemniej stosunek warunków do ceny biletu jak najbardziej na plus. Ponadto korzystaliśmy z klasy 'chair' z rozkładanymi dość znacznie siedzeniami i lunchem oraz z najniższej, drugiej klasy. To właśnie tam panuje największy tłok i syf, ale nie wyobrażamy sobie pobytu w Indiach bez przejażdżki właśnie drugą klasą.
W miastach najbardziej popularnym środkiem transportu są autoryksze, znane też jako tuk-tuki. Jazda nimi po zatłoczonych ulicach miast czasem może przyprawić o gęsią skórkę, ale jest to w miarę wygodny, łatwy i tani sposób na przemieszczanie się. Koniecznym jest ustalenie ceny za przejazd jeszcze przed wejściem do pojazdu. Czasami kierowcy proponują śmiesznie niską cenę. Nauczeni doświadczeniem wiemy, że rzeczywiście przewoźnicy nie zażądają więcej niż powiedzieli, ale za to trzeba zatrzymać się w jednym, dwóch, czasem trzech ekskluzywnych sklepach z pamiątkami, tkaninami itp. Rykszarze dostają za to od właścicieli sklepów kupony na benzynę, więc i tak wychodzą na swoje a my powinniśmy pochodzić po sklepie jakieś 10 minut i może kurtuazyjnie pościemniać, że rzeczy są bardzo ładne, ale nie mamy przy sobie karty płatniczej, więc wrócimy tu później licząc na zniżkę. Jeżeli komuś nie zależy bardzo na czasie, to może skorzystać z tego marketingowego haczyka a sklepy same w sobie oferują ceny wzięte z kosmosu albo i dalej.
4. PRYWATNOŚĆ
Jedną z najwspanialszych rzeczy w podróżowaniu jest obserwowanie lokalnej ludności, jej zwyczajów, zachowań, sposobu ubierania. Nie ma to jak usiąść sobie na krawężniku i wsuwać uliczne przekąski przyglądając się miejscowym. W Indiach proceder ten jest prawie niemożliwy. Dla większości Hindusów każde nasze zachowanie jest interesujące. Nie powinna więc nikogo zdziwić grupka miejscowych z ciekawością przyglądająca się nam, gdy chcieliśmy tylko przycupnąć i odpocząć sobie. Następnie zaczynają się pytania, wciąż te same, bo wszyscy chcą się dowiedzieć jak najwięcej. Prywatność na indyjskich ulicach nie istnieje. Pozostaje być cierpliwym i wyrozumiałym.
5. BIUROKRACJA
Biurokracja wydaje się być nieodłącznym elementem życia w Indiach. Na każdym niemal kroku należy spodziewać się konieczności wypełnienia jakichś rubryk, bądź czekać aż z dostojeństwem zrobi to 'urzędnik', który, jak podejrzewamy, czuje się ważny, że pełni odpowiedzialną funkcję. Nie dziwi w przepełnionym, pędzącym krętymi drogami autobusie widok przeciskającego się między ludźmi biletera, który na chwiejnych nogach wypisuje i wyrywa kolejne karteczki z dzierżonego przez siebie bloczku, wręczając je każdemu z pasażerów.
Każde zatrzymanie się w hotelu natomiast musi zostać najpierw okupione swoistą celebracją, polegającą na wpisaniu się do (zazwyczaj) ogromnej księgi gości, co trwa wieki, szczególnie gdy jest się potwornie zmęczonym po podróży, a skrupulatny recepcjonista zerka, czy wszystko się zgadza. Potem chcesz odejść... chwila... jeszcze tylko formularze hotelowe (sic!).
Zgodnie z wymogiem rządowym każdy obcokrajowiec, pragnący skorzystać z Internetu, musi przedstawić paszport, który zostaje skserowany oraz wypełnić formularz, w którym może się np. znaleźć rubryka 'imię ojca'. Na Boga! Po co im to?! Czy ktokolwiek kiedykolwiek zauważy, że w rubryce adres domowy wpisywaliśmy: 'Ul. ch... cię to obchodzi 41/8'?
Oto kolejny przykład służbistości:
Delhi. Jedziemy metrem pod jedno z kin, chcąc kupić bilety na późniejszy seans. Kasa to mała budka, w której siedzi dwóch panów, ale jeden z nich zasłonięty jest czymś w rodzaju płyty paździerzowej. "Prosimy 2 bilety na dziś na godzinę 18". Odpowiedź: "W tym okienku sprzedajemy tylko bilety na seans bieżący a rezerwacje w okienku obok od godziny 15." Jasna cholera! Jest 14.30 a przy okienku nie ma nikogo na seans, który ma się odbyć za chwilę. Prośby oczywiście na nic się nie zdają... Czekamy na krawężniku. Punktualnie o godzinie 15. w tej samej budce niczym teatralna kurtyna dźwiga się rzeczona płyta paździerzowa, za którą cały czas siedział drugi kasjer. Teraz można zarezerwować bilety.
6. BIEDA
Kilka lat temu przeprowadziłem wywiad z Zolim Teglasem, wokalistą hardcore'owego zespołu Ignite z USA. Powiedział mi tak: "Chciałbym, żeby wprowadzili dla każdego ucznia szkoły średniej obowiązek wyjechania do Indii lub innych krajów Trzeciego Świata na pewien czas, by każdy mógł się przekonać, jak naprawdę wygląda ciężkie życie". Pomysł radykalny, ale coś w nim jest. Bieda w Indiach jest wszędzie, na każdym kroku. Wszechobecna w centrach miast, na przedmieściach, na prowincji. Nawet jeśli, choć to wątpliwe, nie uda ci się z nią zetknąć przy najwykwintniejszych restauracjach czy światowej klasy zabytkach, to i tak dostrzeżesz ją wyjeżdżając pociągiem za miasto. A ten widok jest iście przerażający, osiedla biedy znajdują się w sąsiedztwie wysypisk śmieci, ludzie załatwiają swoje potrzeby na torach kolejowych. Wielu z nich nie musi nawet spuszczać spodni, bo ich po prostu nie ma. Bose dzieci idąc wzdłuż szyn, szukają jedzenia, które mógł ktoś wyrzucić z przejeżdżającego właśnie pociągu. Na głównych arteriach miast, w przejściach podziemnych czekają na ciebie żebracy proszący o kilka rupii, od których czasem bardzo trudno jest się opędzić. Wtedy właśnie człowiek staje przed dylematem, dać czy nie dać. Myślę, że "Slumdog Millionaire" jest filmem, który ukazuje wiele prawdy o procederze żebrania w Indiach, o tym, że znajduje się on w rękach zorganizowanych grup okaleczających dzieciaki i wysyłających je na ulice. Potwierdził to kiedyś kierowca tuk-tuka, który na widok proszącej się nas o pieniądze kobiety z dzieckiem na rękach, powiedział: "To na pewno nie jest jej dziecko, widać, że jest innej rasy". Tak czy inaczej, decyzja należy do każdego z osobna, być może lepiej jest przeznaczyć pieniądze dla organizacji charytatywnej działającej w okolicy? W rozmowie pod fortem Amber z pewnym miejscowym studentem dowiedzieliśmy się, że rząd Indii przeznacza najuboższym ludziom pewną kwotę wypłacaną raz w życiu w formie zasiłku. Szybko przekalkulowaliśmy, że wydajemy więcej podczas jednego dnia podróży po Indiach...
7. LUDZIE
Generalnie rzecz biorąc są mili i uprzejmi. Jeżeli z czasem przyzwyczaimy się do tego, że są ciekawscy i czasem trochę nachalni, to w zasadzie niewiele można im zarzucić. Wielu z nich jest pomocnych, ale zdarzają się i tacy, którzy oleją cię z największym wyrafinowaniem. Oczywiście tak jak wszędzie na świecie trzeba wykazać się sprytem, żeby wywęszyć tych, którzy próbują cię naciągnąć. Naturalnie nie jest to każdy, kto posługuje się kultowym już dla mnie ‘hello sir!’. Wiadomo, że każdy biały jest dla nich potencjalnym źródłem zarobku, dlatego nie ma im się co dziwić. I obojętnie czy jest to kierowca tuk-tuka, czy facet stojący na ulicy oferując, że przeczyści ci uszy. Warto być cierpliwym i uprzejmym, ale kiedy trzeba – stanowczym. Jednym z pierwszych pytań, na jakie możemy się z ich strony natknąć to ‘skąd jesteśmy?’. W 80 % przypadków po naszej odpowiedzi pada: „Oh, nice country!” – bez względu na to czy mówimy prawdę, czy przekornie rzucamy, że jesteśmy z Mołdawii, Albanii, czy Kirgistanu.
Rozmawialiśmy z pewnym bardzo miłym panem w Jaisalmer o górach w Indiach. Oczywiście nasz rozmówca bardzo je zachwalał, ale stwierdził też mniej więcej tak: „Problemem żeby się dostać w niektóre miejsca są autobusy w kiepskim stanie oraz niedobry stan dróg. Zdarzają się wypadki, że pojazdy spadają do przepaści. Ale w końcu, jeśli przychodzi czas, żeby umierać, wtedy umierasz”. Powiedział to z uśmiechem i spokojem, jakby chodziło o kichnięcie. Podstawą do zrozumienia takiego podejścia do życia i śmierci jest poznanie hinduistycznego pojęcia karmy. Jest to przeświadczenie, że wszystkie czyny dokonywane podczas obecnego życia, będą miały odzwierciedlenie w przyszłym. Dlatego też w Indiach biedę i niepowodzenia przyjmuje się z pokorą i wiarą, że w następnym wcieleniu karta się odwróci. To z kolei sprawia, że podróżujący po Indiach mogą odczuć, że ze strony mieszkańców nic złego im nie grozi.
8. ZWIERZĘTA
Choć widok biegnącego ulicą ze swym opiekunem słonia nie powinien nikogo zdziwić, nie jest on najbardziej popularnym zwierzakiem pałętającym się po ulicach indyjskich miast. Na pewno są nimi psy, na które trzeba bardzo uważać, bo mogą przenosić wściekliznę – jedną z najczęstszych przyczyn zgonów w Indiach. Nieco rzadziej będziemy narażeni na kontakt z małpami, które jakkolwiek miło i fikuśnie wyglądają, są również niebezpieczne, potrafią znienacka doskakiwać do ludzi wyrywając z rąk jedzenie, obojętnie czy jest to samosa, czy lody, one zainteresowane są wszystkim. A wtedy – lepiej nie stawiać oporu.
Po powrocie do hotelowego pokoju czekają kolejni ‘milusińscy’. Po pierwsze: komary, które wiadomo, że mogą roznosić malarię i dengę. Indywidualną sprawą jest, czy ktoś zastosuje antymalaryki, czy nie. My nie braliśmy. Drugim zwierzakiem pokojowym jest gekon, którego długość dochodzi czasem do około 20 cm. Po spotkaniach z nimi w innych krajach myśleliśmy, że interesują się wyłącznie muchami i komarami do czasu, aż pewnej nocy gekon skoczył znienacka na moją nogę – sam nie wiem, kto się bardziej wystraszył, ja czy on.
9. ZAKWATEROWANIE
Standardy zakwaterowania w Indiach są różne, więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Oczywiście wielokrotnie zdarzało nam się wychodzić z hotelu, po tym jak ujrzeliśmy naprawdę podłe warunki lub też, gdy cena za przyzwoity nocleg była nie do przyjęcia a recepcjonista nie miał ochoty się targować. Na pewno warto zobaczyć pokój zanim się na niego zdecydujemy. Większość tych, w których się zatrzymaliśmy miała prywatną łazienkę. O ile w Europie fakt ten powinien stanowić o jakości, tak tutaj niekoniecznie, no bo skoro w pokoju jest syf, to w łazience będzie jeszcze większy.
Zimna woda, tzw. insekty pościelowe czy ledwie działający wiatrak to elementy standardu, na który trzeba się zgodzić, żeby móc w miarę tanio podróżować. W większości hoteli znajdują się za to restauracje, co w pewnym sensie rozwiązuje dylematy pokroju: ‘gdzie by tu iść na kolację?’.
W pamięci zapadł nam hotel w Delhi, z którego usług dwukrotnie skorzystaliśmy. Odbywał się w nim permanentny remont. Stukot narzędzi i warkot pił milkł dopiero tuż przed zachodem słońca. Najlepsze jednak było to, że klatka schodowa zupełnie nie była zabezpieczona przed spadającym gruzem. Idąc schodami w górę lub na dół trzeba było w trosce o swoje życie trzymać się blisko ściany. Mimo zastosowania tej metody i tak kilka razy oberwaliśmy po nogach spadającymi z góry odłamkami.
10. SATI I PALENIE PANIEN MŁODYCH
Co kraj to obyczaj. W amerykańskim stanie Kalifornia jest prawo (three strikes law), na mocy którego osoba, która popełniła poważne przestępstwo, a po wyjściu na wolność dopuściła się dwóch drobnych wykroczeń, np. kradzieży ciastka, może otrzymać wyrok dożywocia.
W Indonezji 97% dziewczynek poddanych zostaje zabiegowi obrzezania, który polega na chirurgicznym usunięciu części łechtaczki. W wielu przypadkach konsekwencje tego aktu są tragiczne, w każdym przypadku – mają niebagatelny wpływ na dalsze funkcjonowanie kobiety.
Również Indie mają swoiste ‘ciekawostki’ wynikające z uwarunkowań kulturowych:
Sati – rytuał, który mimo zakazu prawnego wciąż praktykowany jest w niektórych społecznościach indyjskich, polegający na spaleniu kobiety, która stała się wdową. Uważana jest za winną śmierci swego męża.
Śmierć kuchenna – podobnie jak w innych kulturach, również w Indiach rodzice przyszłej panny młodej powinni ofiarować posag panu młodemu i jego rodzinie. Bardzo często, by spełnić pokładane oczekiwania, rodzice przyszłej małżonki zaciągają długi, które będą musieli spłacać całe życie. Bywa, że i to nie wystarcza, a wtedy może nastąpić spalenie jej żywcem przez pana młodego lub jego rodzinę. Akt ten nazywany jest ‘śmiercią kuchenną’, dlatego, że będąc zakazanym w obliczu prawa, tłumaczony jest w następujący sposób: „Panna młoda wchodząc do kuchni przez przypadek oblała się naftą, a gdy zaczęła się palić, nikt nie był w stanie jej już uratować”. Według raportu na temat ‘śmierci kuchennych’ z 1997r. ok. 5000 kobiet ginie w ten sposób każdego roku.
Być może więc oprócz poprawy ekonomicznej oraz lepszej dystrybucji dochodu narodowego Indiom przydałaby się również rewolucja obyczajowa?
(T)