Geoblog.pl    alatomek    Podróże    Indie    Ganges Rafting i 2 uszkodzone nosy
Zwiń mapę
2009
21
kwi

Ganges Rafting i 2 uszkodzone nosy

 
Indie
Indie, Rishīkesh
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9231 km
 
W drodze autokarem do Rishikesh widzimy już, że będzie to piękna górska miejscowość. Centrum miasta jest mało atrakcyjne, natomiast drogi wiodące w górę wąskiego tu jeszcze Gangesu odsłaniają okolice magnetyzujące swym niepowtarzalnym urokiem. Rishikesh nazywany jest stolicą jogi - w okolicy dwóch niezwykle malowniczych mostów wiszących znajduje się wiele ośrodków oferujących kursy. Miasto uchodzi też za jedno z najbardziej uduchowionych w całych Indiach. Nie brakuje tutaj szkół medytacji a na ulicach przesiadują mnisi proszący o datek. Jadłodajnie serwują tutaj prawie wyłącznie dania wegetariańskie, co nam akurat bardzo odpowiada. Musimy przyznać, że Rishikesh oczarował nas nie tylko swym górskim pięknem, ale właśnie przede wszystkim wyśmienitą, zróżnicowaną kuchnią. Mimo że turystów jest tu wielu, atmosfera jest bardzo luźna i przyjazna. Można się tu nieźle zrelaksować także na jednej z wielu plaż.

Przyjechaliśmy do miasta głównie z zamiarem odbycia raftingu na Gangesie. W firmie Red Chilli Adventure zamawiamy 26-kilometrową zabawę, która ma potrwać ok. 3-4 godzin. Nazajutrz, terenowym samochodem wraz z trzema młodymi miejscowymi chłopakami wyjeżdżamy w górę świętej rzeki. Pomagamy im w przenoszeniu pontonu i całego niezbędnego sprzętu w miejsce, z którego mamy wystartować. Następnie dopasowujemy kapoki, kaski, zostajemy szybko przeszkoleni w zakresie komend kapitana oraz uczymy się, jak mamy się zachować na wypadek, gdyby ktoś wypadł, bądź wywrócił się ponton.
Wreszcie ruszamy, zamieniając teorię w praktykę, podczas jeszcze w miarę spokojnego nurtu, przed rapidami klasy 3 oraz 3+, oddajemy się wesołej pogawędce z chłopakami. Jeden z nich jest kapitanem i głównym wiosłującym, drugi wiosłuje z nami, trzeci płynie gdzieś nieopodal kajakiem na wypadek wywrotki, a my z przodu pontonu. Pierwszych kilka załamań jest dość łagodnych, ale wiemy, że najlepsze dopiero przed nami. Jeden z rapidów pokonuję unoszony przez nurt rzeki po wyskoczeniu z pontonu. Przekonuję się przy okazji, jak ciężko jest z powrotem na niego wejść, nie mogło się obejść bez pomocy.
Kolejne rapidy są coraz ciekawsze, przechodzimy je na pełnej mocy naszych ramion a gdy trzeba chwytamy się lin i blokujemy wiosła. Zbliżamy się do przełomu zwanego ‘polem golfowym’. Sternik mówi: „Jak go przepłyniemy, ciekawy jestem, czy będziecie wiedzieli dlaczego go tak nazywają”. „Trzymajcie się, bo jest to jeden z tych lepszych” – dodaje. Totalnie się więc mobilizujemy i ustalamy z Alą, że przepłyniemy przez niego na maxa ile tylko mamy siły w rękach. Zbliżamy się. Pierwsze uderzenie fali uniosło dziób pontonu mocno w górę, ale po sekundzie pikujemy w dół. Zapierając się mocno nogami wychylam się z pontonu, by dosięgnąć wiosłem wody i kolejny raz mocno się odepchnąć. Uderza w nas kolejna fala, tym razem jeszcze mocniej. W tym samym momencie poczułem silne uderzenie w brzuch i twarz. Tego się nie spodziewałem, więc niczym płetwonurek wskoczyłem mimo woli tyłem głowy do wody. Okazało się, że druga fala była na tyle mocna od strony Ali, że nie zdołała ona utrzymać się na pokładzie i wpadła na mnie z impetem. Wszyscy runęliśmy do wody. Zanim zorientowałem co się stało, kapitan wgramolił się już do pontonu. Dostrzegłem też Alę, którą zniosło w okolice nabrzeżnych skał jakieś 10 metrów dalej, lecąca z jej nosa krew przysłaniała nieco uśmiech od ucha do ucha. Popłynął już po nią nasz kajakarz. Chłopaki, gdy sami już weszli do pontonu, wciągnęli mnie do środka. Zdyszany powiedziałem: „Już wiem, czemu to jest ‘pole golfowe’, jest masa ‘dołków’”. Po chwili również i Ala dociera na ponton, znajduje się też jedno brakujące wiosło, wykrzywione pod kątem 90 stopni. Wszyscy wypadliśmy z pontonu, ale wszyscy jesteśmy niesamowicie podjarani, przybijamy ‘piątki’ i gadamy o tym, co się stało. Czekają nas jeszcze dwa przełomy, ale nie są one już takie ekstremalne. Było niesamowicie, gdybyśmy zostali tu jeszcze dzień dłużej, to chętnie byśmy to powtórzyli. Bilans raftingu: jeden nos skrzywiony, drugi z pękniętymi chrząstkami, poobijany brzuch i wypitych kilkaset mililitrów wody z Gangesu:). (T)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 13.5% świata (27 państw)
Zasoby: 176 wpisów176 6 komentarzy6 1454 zdjęcia1454 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
05.08.2013 - 18.08.2013
 
 
24.07.2010 - 14.08.2010
 
 
01.04.2009 - 29.04.2009