Ile to razy biedna Ala musiała się nasłuchać naszych opowieści o męskich wakacjach w Sozopolu kilka lat wcześniej? Dużo! Tych samych w kółko! Na swoją obronę możemy powiedzieć, że było naprawdę świetnie:) A teraz jest inaczej.... co nie znaczy gorzej... Nowe miasto jak zwykle tętni życiem - jest głośno, tandetnie i tłoczno - od razu w oczy rzucają nam się dwie rzeczy - po pierwsze te kilka lat temu nie było słychać tu aż tak wielu Rosjan, po drugie Bułgaria nie jest już tania.
Starówka to esencja Sozopolu - kręte brukowane uliczki, na których stoją charakterystyczne domostwa o kamiennych parterach i drewnianych nadwieszonych piętrach. Jest tu cicho, uroczo i przyjemnie - można spacerować bez końca. I choć piwko w najatrakcyjniej położonej knajpce miasta oraz obiad w Gwiezdnym Raju (mekce polskich wczasowiczów) to swoiste wisienki na torcie, to grupa rodaków w tym ostatnim zniesmaczyła nas do tego stopnia, że odszczekuję tę gadkę o pierwiastku z poprzedniego wpisu.
Oczywiście nie mogliśmy nie odwiedzić Harmani Beach - najbardziej zatłoczonej plaży miasta, z którą mamy z Markiem i resztą ówczesnej ferajny bardzo miłe wspomnienia:) (t)