Bardzo leniwy dzień.
Z większych atrakcji jedynie ja poddaję się chińskiemu masażowi za 20Y (7 złotych), który trwa ok. godziny i jest zajebisty.
Przeprowadza go wesoła 'twardokciuka' Chinka, która widząc bliznę pooperacyjną na moim kolanie, poświęca mu dodatkowo chyba z 10 minut. Daję się też namówić na stawianie baniek:), ślady po których jeszcze długo zdobią moje plecy...
Wieczorem odlot do Guilin. Na miejscu bez problemów znajdujemy hostel (Backstreet), idziemy zobaczyć dwie rozświetlone znajdujące się na jeziorze pagody i udajemy się na krótki spacer po zamkniętej dla ruchu Shazheng Yang Lu, na której mieści się od groma barów, restauracji itp. Świetny przykład turystycznej promenady, z którego mogliby skorzystać włodarze polskich resortów. Naprawdę jest tu co robić. (t)