Bliski Wschód wciąż powraca do nas we wspomnieniach. Przede wszystkim ze względu na jego mieszkańców, zwłaszcza Syryjczyków, którzy są prawdopodobnie najmilszymi ludźmi, jakich do tej pory spotkaliśmy na swej drodze. Nieznana kobieta, która w autobusie daje nam swojego falafela, albo mężczyzna zamykający swój sklep po to, by zaprowadzić nas w miejsce, o drogę do którego pytamy. Takich zachowań było sporo - zauroczyły nas i chwytały za serce. W asyście uśmiechniętych i tak przyjaźnie nastawionych ludzi, zwiedzanie przychodzi z jeszcze większą przyjemnością. Wierzę w to, że wrócimy do Syrii oraz do Libanu, a także na chwilę do Jordanii - mamy tam sprawę do załatwienia. Wielka szkoda, że 'dzięki' okrucieństwom, które obecnie mają miejsce w Syrii, kraj ten jeszcze bardziej straci na i tak już lichej turystyce. Liczba zabitych, zaginionych oraz torturowanych to osobny rozdział, poza tym nie jest to odpowiednie miejsce na ten temat. Z bólem serca oglądamy relacje z syryjskich miast i w duchu jesteśmy z wszystkimi tymi ludźmi. (t)
Potwierdzeniem tego, że na Bliskim Wschodzie wciąż jest niepewnie, niech będą dwa wydarzenia, które miały miejsce podczas naszego tam pobytu:
1. 2. sierpnia (byliśmy wtedy w Ammanie) z półwyspu Synaj wystrzelono rakiety, z których kilka wpadło do Morza Czerwonego, a jedna eksplodowała w centrum Aquaby, zabijając jedną osobę.
2. Dzień później doszło do wymiany ognia pomiędzy żołnierzami Izraela oraz armii libańskiej, w której zginęło 5 osób. Sytuacja polityczna była napięta.