Ostatnią noc zamierzamy spędzić na słynnej Khao San, kultowej ulicy typowo turystycznej rozsławionej przez film 'Niebiańska Plaża' z di Caprio.
Jest to miejsce (również przecznice Khao San) bardzo specyficzne.
Jest tam masa wegetariańskich knajp, można nabyć pirackie nowości na dvd, kupić sobie dobrą podróbkę australijskiego prawa jazdy, legitymację prasową z własnym zdjęciem lub zostać absolwentem prestiżowej uczelni, czy zgarnąć FCE. 'Zdobywamy' dziś górującą nad stolicą Złotą Górę, czyli Wat Saket. Wieczorem decydujemy się z Jankiem odwiedzić kilka klubów go-go na Patpongu.
Wchodzimy do dwóch z nich zamawiając po piwie, zero ukrytych kosztów - te czekają jednak na wielu tych, którzy dali się skusić na jakiś show - z doświadczenia znajomych wiemy, że rachunek wystawiany jest na kosmiczną sumę. My więc tylko siedzimy sobie i patrzymy:) No i tak: walory występujących na scenie dziewczyn są niepodważalne, Tajki same w sobie są egzotycznie piękne, co w połączeniu z egzotycznym tańcem sprawia, że erotyzm tych miejsc osiąga najwyższy pułap.
Do barów wchodzą trzy rodzaje klientów: tacy jak my, którzy przychodzą, piją i się na nic nie decydują, tacy, którzy przychodzą, piją i się decydują oraz tacy, którzy przychodzą, piją, pozwalają dziewczynom się dosiąść lub usiąść na kolanach, kupują im drinki, flirtują, z tym, że odmawiają uczestnictwa w show, bo nie są zdecydowani. To oni byli prawdziwą zmorą szefowej jednego z lokali, która w momencie kiedy niedoszły klient wychodził, wściekła mówiła: 'siedziała ci na kolanach to jej teraz zapłać" i tak kilka razy.
Najdłużej siedzieliśmy w barze z rockową muzyką, bo w takiej gustujemy, ale jakże paradoksalnie wyglądały wijące się na scenie dziewczyny kręcące tyłkami w rytm utworu The Cranberries "Zombie" traktującego o krwawym konflikcie w Irlandii Północnej. Ignorancja jest błogosławieństwem - niestety. Przechadzając się jedną z ulic zaczepił mnie facet, pokazując zdjęcia kobiet 'do wzięcia', ja dla żartu zapytałem, jak jedna z nich ma na imię. Wtedy on od razu zmieniając ton zaczął się do mnie dopieprzać ostatecznie mi grożąc.
Myślę, że gdybym nie odpuścił i nie odszedł, to do Ali mógłbym nie prędko wrócić. Wszystko to sprawiło, że otoczka tego miejsca, abstrahując od doznań typowo 'samczych', wyzwoliła we mnie lekkie obrzydzenie. Wracamy więc na Khao San i w jednym z barów słuchamy na żywo dobrej tajskiej kapeli zapodającej rockowe standardy.
Na koniec dnia przechadzamy się po okolicy, a gdy Ala oddala się na moment, podchodzą do nas dwie panie, które proponują noc za 1000Bh. Grzecznie mówię, że nie mogę, bo jestem z siostrą (wskazując na czekającą Alę:), wtedy jedna z nich chwyta mnie za krocze i ripostuje: 'ale on może'. Hehe. Idziemy spać, juro wracamy do domu.
(t)
Zanim przyjechaliśmy do Tajlandii, czytaliśmy, że jest to kraj ludzi uśmiechniętych i pomocnych. Po przyjeździe z Kambodży, a nawet Chin jakoś trudno nam będzie przekazywać dalej tę tezę. Spotkaliśmy się z wieloma osobami, które były dla nas niemiłe, czasem wręcz chamskie. Pewnego razu lałbym się na ulicy z kierowcą tuk-tuka, który chciał nas naciągnąć, a jak się nie daliśmy, rzucił na ziemię naszą mapę. Niewiele brakowało, ale ostatecznie przeprosił i odjechał. Ludzie nauczeni są, że białych turystów można, a nawet trzeba wykorzystać. Patrząc na uwarunkowania ekonomiczne wydaje się to po części uzasadnione, jednak czasem sposób w jaki się to odbywa jest nachalny i bezczelny. Mimo wszystko wierzę w to, że jest tam więcej ludzi, takich jak Paul i ekipa z targowiska. Podejrzewam, że jeszcze będziemy mieć okazję by się o tym przekonać. (t)