Wczoraj jeszcze wydawało się, że będzie to kolejny długi męczący dzień w podróży. Owszem, był taki, ale nie sądziliśmy, że będzie aż tyle emocji - 14 środków transportu w ciągu 12 godzin i niezapomniane wrażenia.
Wyruszamy autobusem o 8.15 z Sihanoukville lecz po około 2 godzinach jazdy wysadzają nas w jakiejś dziurze mówiąc, że mamy czekać na inny autobus. Po pół godzinie podjeżdża, wchodzimy, patrzymy a w środku siedzi Janek jadący z paszportami z Phnom Penh. Fajne zaskoczenie.
Ludzi w autobusie więcej niż miejsc, więc od teraz na każdym następnym odcinku podróży obowiązuje zasada kto pierwszy, ten lepszy, a ten kto ostatni stoi lub siedzi na maluteńkim stołeczku w przejściu.
Nie ujechaliśmy daleko, wysadzają nas przed świeżo, ale solidnie wyglądającym mostem, bagaże na motor z przyczepą a my pieszo. Podobno nie ma jeszcze zezwolenia władz na grupowy przejazd.
Za mostem czekamy 15 minut na przyjazd kolejnego autobusu. Gdy podjeżdża, każdy zasuwa, bo chce siedzieć, ludzie wysiadają, my zaczynamy wchodzić... chwila... stop... Ledwo trzymający się na nogach staruszek nie zdążył wysiąść. Pomagam mu w drzwiach i po wyjściu, bo zgubił klapka:) Dobra, wsiadamy i jazda. Kierowca - amator klaksonu, przy każdym wymijanym uczestniku drogi na kilka sekund doprowadzał nasze nerwy do granic tolerancji.
Za chwilę kolejna wysiadka, bierzemy z luków bagaże, wiemy już, że czeka nas rzeczna przeprawa tratwami, które są bardzo prowizoryczne, bo utworzone przez dwie wąskie łódki pozbijane w poprzek deskami. Ale jazda!
Co chwilę niby-pomosty na nasze tratwy lądują w wodzie, a ludzie prawie do niej wpadają. Płyniemy dość szybko, szaleńczy kierowca busa tym razem w roli kapitana, klęczy na dziobie i dyryguje cumowaniem. Na brzegu czeka na nas kolejny autobus. Za oknem coraz ładniej - okazałe góry i malownicza sceneria dżungli... Pół godziny jazdy i wysiadka! Kolejna rzeczna przeprawa z malutkiej wioski z pylastą drogą.
Czujemy, że to właśnie prawdziwa Kambodża. Tym razem tratwy większe, mieszczą się już na nich auta.
Przeżycie nieziemskie! Kolejny autobus dowozi nas już do Koh Kong, ostatni most pokonujemy już normalnie, choć śmiejemy się z pewnym Wietnamczykiem, że może to my mamy być jego testerami:)
Na miejscu po krótkim odpoczynku oraz targowaniu bierzemy motory, które mają nas 'dostarczyć' na granicę przez długi, nowoczesny most. Po drodze widzimy wypadek Dziewczyna, która jechała z nami w autobusie ledwo podnosi się z ziemi, otrzepuje z pyłu, widać krew i powywracane motory.
Nasi motocykliści jadą nawet po 70 km/h, więc mając przed oczami niedawny widok też odczuwamy stresa. Ala ledwo to przeżyła.
Szczęśliwie dojeżdżamy do przejścia granicznego. Na granicy mili kambodżańscy urzędnicy żegnają nas i zapraszają byśmy wpadli ponownie.
Bierzemy minibusa i po kilku kontrolach wojskowych docieramy do Trat, tam pick-upem dostajemy się do portu i o 19.00 płyniemy promem na Ko Chang.
Po dopłynięciu na wyspę taxi zawozi nas na Lonely Beach. Dużo miejsc pozajmowanych jest ze względu na Chiński Nowy Rok, ale znajdujemy bungalowa w rozsądnej cenie, jeszcze tylko spray na insekty i spać. O niczym innym nie marzymy. (t)
Kambodża mnie zafascynowała i zauroczyła. Otwartość i uprzejmość ludzi chwyta za serce.
Świadomość niepewnej przyszłości i pamięć o niedawnych latach głodu oraz krwawego reżimu nie odbierają Kmerom niepohamowanej radości życia. Nigdy wcześniej nie odwzajemniłem tylu uśmiechów, nigdy nie spotkałem tylu życzliwych ludzi w jednym miejscu. Kambodżańskie dzieci są przepiękne, urocze, mądre i rezolutne, z przyjemnością obserwuje się ich szaleństwa.
Faktem jest, że nierzadko widać na ulicach bryki o jakie trudno w Polsce, ale tak jest wszędzie na świecie. Większość Kambodży wygląda i jest ekstremalnie biedna, na ulicach, plażach, w świątyniach nie brakuje żebraków, ludzi bez rąk, nóg.
Przy rzece w Phnom Penh dzieci śpią na kocach a starzy rykszarze w swoich pojazdach. Ciężko pozostać na to obojętnym. Rano, gdy wstaną i tak będą uśmiechnięci i radośni. Biedni, ale szczęśliwi.
Szczęśliwi, bo nie zepsuci przez luksus i pieniądze. Życzyłbym każdemu, kogo problemem jest to, czy dostanie w swojej zajebistej pracy wysoką premię półroczną, żeby miał kiedyś szansę uświadomić sobie, że problemem kogoś innego jest zarobienie na miskę ryżu. (t)
Pewien pan, który nazywa się Jello Biafra nagrał w 1980 roku wraz ze swoim zespołem utwór, który jest tak wymowny w swej treści, że nawet nie ma co komentować. Jakże moje powyższe słowa pokrywają się z niektórymi jego wersami.
Link do kawałka: http://www.wrzuta.pl/audio/bxj3tB5OIM/dead_kennedys_-_holiday_in_cambodia
Link do tekstu: http://www.lyricsfreak.com/d/dead+kennedys/holiday+in+cambodia_20038157.html