Janek jedzie do Phnom Penh po odbiór paszportów z wizą tajską, zobaczymy się jutro w Krong Koh Kong.
Jedziemy z Alunią w miasto, ale rozwala jej się klapek i drepta jak ułom (czasem jedną bosą nogą:), musimy więc jechać na targ kupić substytut - hmmm, Versace, Vans, czy Levi's? Bierzemy "Levisy" za 2 dolce.
Wcześniej jeszcze mijani Kambodżanie mają niezłą polewkę z kulejącej 'sieroty', a jeden motocyklista oferuje nawet swojego klapka. Co za ludzie!
W autobusie wczoraj Ala śmiała się z kolesia, że jest tylko w jednym klapku, wczoraj wieczorem w Zions spotkaliśmy go i też był z jednym... Się śmiała się to teraz ma... Wieczorem znowu plaża i The Nap House, ja piję piwko, Ala raczy się latynoskimi drinkami: niezłą Margaritą, lepszym Cuba Libre i wyśmienicie przyrządzonym Mojito. Po tradycyjnej już chyba 1/2 godzinnej przerwie w dostawie prądu na całej plaży, w barze rozbrzmiewa dobra muzyka, ludzie piją, tańczą i robią foty ze wstawionym kmerskim gliniarzem:) (t)